Pierwszy raz odwiedziłam to miejsce jeszcze jako nastolatka. Firmowa jednodniowa majówka ojca mojego pierwszego chłopaka. Już wtedy byłam oczarowana. Mnóstwo zieleni, zwierzęta pomykające obok nas, które są oswojone i śmiało można je pogłaskać. Trawa równo skoszona, jeziorko z wielkim drzewem w środku. Kupa staroci na całym "placu", bar z pysznościami. Plac zabaw dla dzieci. Ta świeżość.
Pogoda dopisała. Komórka pokazywała 28 stopni. Żar z nieba i zero wiatru. Chwilami nie było czym oddychać choć było już grubo po 16.
Młody na kolanach śmigał gdzie się dało. Głaskał kucyka a do królików wpychał paluchy. Tyle w nim energii.
Mąż był tam po raz pierwszy. Nie chciał wracać. Jak wróciliśmy to ciągle nawijał o tym jak cudownie było. Jakby mógł jeździłby tam codziennie a daleko nie mamy - 36km :)
Wracając chyba nawet udało mi się zdrzemnąć :D W domu wszyscy padliśmy trupem a w planach miałam jeszcze zgranie zdjęć, których zrobiliśmy prawie 500.
Czego chcieć więcej?
Niech szybciej kończy się remont. Chcę częściej robić takie miłe wypady. :)
Też lubimy takie wycieczki. :-) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńhttp://to-co-zachwyca.blogspot.com/