Podobno lata 90 były najlepsze. Ja pamiętam te czasy dopiero od 97 roku, gdy całymi dniami wisiałam na trzepaku za blokiem. Koce do niego przywiązywaliśmy i robiliśmy hamaki. Czasami my - dzieciaki z osiedla, umieliśmy pokłócić się o to kto dziś taki hamak zrobi i będzie cały dzień w nim leżał. Za trzepakiem był duży plac po starym kilka lat wcześniej spalonym przedszkolu. Stare, metalowe huśtawki, trzeszcząca karuzela i rakieta z drabinki, trawa po kolana, piękne drzewa mirabelki i jarzębiny. Pod drzewami nasze "bazy". Kolejne miejsce spotkań. Nie było komórek, internetu a i tak wiedzieliśmy gdzie się znaleźć. Sam budynek przedszkola, który był dość maleńki bo składał się z 4 lub 5 pokoi, wywoływał dreszcze na plecach. Pamiętam jakby to było wczoraj - wchodziliśmy przez próg i zaraz szybko wybiegamy bo tam pewnie straszny. Nie było komórek, internetu a i tak wiedzieliśmy gdzie siebie szukać.
Pamiętam jak każda mama, otwierając okno krzyczała "obiaaaaad" i niosące się z wiatrem odpowiedzi "mamo jeszcze chwilkę".
Pamiętam festyny z okazji pierwszego dnia lata, które miejsce miały na osiedlowym boisku. Koncert dico polo, zabawy dla dzieci, kiełbaski z ogniska, konkursy, w których wygrać można było czapkę z daszkiem, zwykłego lizaka lub picie w kartoniku a i tak było z tego radości kupa.
Pamiętam te piękne dobranocki w telewizji. Rozbójnik Rumcajs, Miś Uszatek, Reksio, Bolek i Lolek i wiele innych. Biegło się do domu aby tylko nie przegapić.
Pamiętam jak wszyscy zbieraliśmy znaczki z chrupek. Miałam ich całe reklamówki. Do dziś dzień pamiętam jak któregoś dnia mama ot tak wywaliła je wszystkie do kosza. Do dziś dzień żałuję, że ich nie wyjęłam :D
Gdy pogoda nie dopisywała i w domu siedzieć trzeba było, budowało się zamki z klocków, grało się w bierki, pchełki, gry planszowe. Tato bajkę poczytał i czas jakoś leciał.
Pegasusy. To było coś! Genialne czaso-łamacze, które nie lubiły mnie i miały krótkie żywoty. Trzy razy jęczałam dla rodziców dnie i noce by kupili nowy. Gdy spalił się i ten trzeci, to czwarty kupują mi do dziś :D
za te ostatnie dałabym się pokroić aby tylko znów je mieć :D
Pamiętam, że wychodząc na dwór zawsze prosiłam mamę "mamooo daj złotówkę". Za tą złotówkę kupowałam loda za 35gr, czipsy za 50gr. a i na gumę jeszcze starczało -guma "kulka" 10gr.
Tych smaków to końca życia nie zapomnę.
To właśnie te chipsy pieściły moje podniebienie.
Hot Dogi, których czuję nie tylko smak ale i zapach.
Biesiadne, które były lepsze od Lays-ów
Pom-bary, które w środku miały super naklejki z misiami. Te chipsy na początku kupowałam chyba tylko i wyłącznie dla tych naklejek. Dopiero potem wkręciłam się w ich smak. Rok temu będąc w Holandii, natknęłam się na nie w sklepie. Po drodze do domu moje ślinianki już pracowały :D Ale smak już nie był ten co kiedyś.
Do tej pory mam puzzle Tang z limitowanej edycji :)
Donald - wyrzucona przez moją mamę, kolekcja historyjek dalej śni mi się po nocach. No jak mama tak mogła??
Gumy Turbo - no przecież wszyscy dokładnie je pamiętamy. Ten smak... mmm. Szkoda tylko, że utrzymywał się przez jakieś 2-3 minuty :D
Mino - za każdym razem gdy prosiłam, by mama mi je kupiła, obiecywałam, że tym razem już na sto procent będę je żuła po jednej. Słowa nigdy nie dotrzymałam a gumy lądowały miedzy zębami zaraz po wyjściu ze sklepu a mama zarzekała się, ze już ostatni raz mi je kupiła.
Boomer - ta truskawka i śmietanka to istny raj był. Kosztowała 20gr a jej smak utrzymywał się o wiele dłużej niż guma turbo czy donald. Za takie pieniążki mogłam porobić sobie zapasy :D
Vibovit - kto jadł palcami ręka do góry! :)
Szkoda, że teraz czasy już nie te. Ubolewam bardzo. Dzieci od najmłodszych lat mają komórki, tablety, laptopy. W telewizji bajeczki, na które ja osobiście patrzeć nie dam rady, dzieci pod blokami nie widać. Ja mając 6 lat, z innymi dzieciakami od rana do nocy śmigaliśmy sami po podwórku. Teraz dzieci w tym wieku chodzą na plac zabaw z mamą za rączkę. Strach puścić dziecko same. Samochody ganiają się jak szalone. W telewizji mówią, że dzieci porywają.
Tyle tego złego na świecie się skądś nabrało.